Menu

  • Matka Startuje
  • Matka Trenuje
  • Matka Opowiada
  • Matka Testuje
  • Kontakt
  • Matkawmediach

13 lutego 2016

Zimowy Forest Run z urodzinami w tle.

Na Zimowego Foresta czekałam długo. Kiedy po powrocie z Krynicy dość spontanicznie postanowiłam pobiec jesienną edycję Forest Run nie myślałam, że się tak zauroczę terenami Wielkopolskiego Parku Narodowego. I tak sobie wzdychałam i odliczałam dni do kolejnego biegu.

for. Radek Denisiuk. 
       


Pakiet odebraliśmy rodzinnie dzień wcześniej nie wiedząc, czy w ogóle pobiegniemy. Dzieci trochę z gilami, a moja mama, która objęła patronatem i opieką naszą imprezę biegową rozłożyła się dość solidnie. Teściowie okazali się zacni i wyrozumiali i specjalnie dla nas przełożyli swoje plany byśmy mogli razem pobiegać. W dniu startu zapakowaliśmy do samochodu siebie i naszego znajomego i ruszyliśmy w stronę dziewiczych terenów Wielkopolskiego Parku Narodowego. 
Zimowy Forest Run zimowy był tylko z nazwy. Było pięknie wiosennie! Trasa znajoma, piękna i jak zwykle malownicza. Tak naprawdę bardzo wymagająca i chociaż już pierwsze kilometry nie były płaskie to zabawa (hłe hłe hłe) zaczynała się na 14km. I na tą zabawę byłam gotowa pod względem wytrzymałościowym (ach te hopki góra-dół-góra-dół nad brzegiem jeziora Góreckiego) tak moja noga powiedziała "pass". Od pewnego czasu czułam tylko dyskomfort w lewym czworogłowym. Taki był jakby zbyt naciągnięty. Zbyt twardy. Ot przeciążenie. Nic nadzwyczajnego. Zawsze ból udawało mi się rozbiegać.  Tym razem tak się nie stało. Pierwsze 10k weszło na spokojnie w 57:30. Byłam przeszczęśliwa. Leciałam jak na skrzydłach rozkoszując się walorami Wielkopolskiego Parku Narodowego. I jak na złość na 12k się skończyło. Noga bolała coraz mocniej. Pomijam fakt, że biegam koślawo lądując na krawędziach stóp i obtarłam sobie kostki uciskającymi butami bo ten ból wyłączyłam i dopiero na mecie jak chwilę pomyślałam zaczęło to obtarcie boleć. 
Reasumując czworogłowy uda bolał niemiłosiernie i właściwie wszystko inne zostało zepchnięte w odległe miejsca mojej podświadomości. 

fot. Piotr Oleszak. BSBM gna nad brzegami jeziora Góreckiego.
      

Nie wiem czy było cudownie, nie wiem czy świeciło słońce czy wiało. Wiem tylko, że bolała mnie noga. Wiem tylko, że jak próbowałam trochę nodze dać odpocząć i przeszłam do marszu to kulałam i bolało jeszcze mocniej więc nie pozostawało nic innego jak biec, powoli, krok za krokiem, metodycznie do celu. Noga lewa -ból - noga prawa - ból - noga lewa  -ból i tak dalej przez 10k.

fot. Radek Denisiuk

Bardzo Szybko Biegający Mąż chyba nie do końca (mimo moich opowieści) wiedział czego się spodziewać i finalnie (jak zwykle z niedosytem) zakończył Foresta z czasem 1:31:41 co dało mu 11 msc open. 

fot. Małgorzata Monczyńska. 
  
Tylko, że to nie koniec tej opowieści. Żeby zdobyć upragniony medal trzeba było pokonać podbieg. Nie byle jaki tylko podbieeeeeeg.  Już prawie miałam ochotę podejść w tempie naprawdę spacerowym  pod tą górę, kiedy zobaczyłam wymierzone we mnie dwa obiektywy! Dwa znajome obiektywy :) Siostry Kinga i Marta Szaszner. Wszak one robią najpiękniejsze zdjęcia na Dziewiczej Górze. Bardzo, bardzo ich obecność dodała mi sił. Krzyczałam nawet coś w stylu: "Tu jesteście!!!!!" (naprawdę nie wiem co krzyczałam) i jakoś dotruchtałam na górę, na metę. Dziękuję. :)

fot. Małgorzata Monczyńska  i ulga na twarzy, że to już koniec. 
  
Na mecie czekał BSBM i znajomi. Kończąc z czasem 2:21:21 to właściwie czekali na mnie wszyscy :D Zostałam nakarmiona pyszną kaszą z gulaszem oraz ciastem drożdżowym. Spotkałam wielu znajomych, nawet poznałam kilku, których znałam tylko wirtualnie. Było przewspaniale. 
I muszę Wam napisać, że w dniu Foresta mój Pan Mąż miał urodziny. Był zatem improwizowany tort z improwizowaną świeczką tylko odśpiewane na pół lasu Sto Lat było całkiem serio. 

fot. Małgorzata Monczyńska. 100 lat mężu :) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz