Od kilku dni przez nasz dom przechodzi swoista rewolucja. Wszystko za sprawą mojego kumpla i jego kumpla. :D
Jak wiecie zmagam się z kilkoma chorobami autoimmunologicznymi. O każdej napiszę Wam w wielkim skrócie i uproszczeniu. Mam niedoczynność tarczycy, insulinooporność i zespół policystycznych jajników (PCOS) - nazbierało się tego troszku. Są to przypadłości, które idą ze sobą w parze i jakoby jedna rzecz nakręca drugą, a ta druga koleją. Jest to swoiste koło, które się toczy i ciężko przerwać jego bieg. Słowem wstępu napiszę Wam o każdej z nich kilka zdań.
Przy niedoczynności tarczycy dochodzi do niedoborów hormonów tarczycy i niestety spowalniają one metabolizm. Jednym ze skutków tego jest przybieranie na wadze (celowo nie piszę Wam tutaj o reszcie gratisów).
Insulinooporność - właściwie nie wiem czy to nie jest większe dziadostwo niż ta rozwalona tarczyca. Insulina to hormon produkowany w trzustce odpowiedzialny za metabolizm węglowodanów. Insulinooporność to nic innego jak stan obniżonej wrażliwości organizmu na insulinę pomimo jej prawidłowego (lub podwyższonego) stężenia we krwi. Gdy nasz organizm słabo reaguje na insulinę zaczyna produkować jej więcej i więcej. Kiedy jemy węglowodany trzustka produkuje insulinę by móc rozłożyć węgle na glukozę, i czerpać z niej energię. Ale czasami tej insuliny jest za dużo, jej poziom utrzymuje się we krwi na dość dużym poziomie. Wtedy inny hormon - glukagon (pełni odwrotną do insuliny rolę) jest zablokowany. Co za tym idzie zamiast spalać glukozę, ląduje ona w komórkach tłuszczowych. Tak długo jak insulina będzie blokowała glukogen tak długo każdy cukier pozyskany z węglowodanów będzie magazynował się w tkance tłuszczowej. I nie ważne czy węglowodanów będzie mało czy dużo. Będzie się tyło. I już. (czytajcie: będzie się tyło i tłuszczysko będzie odkładało się na brzuchu.)
Zespół policystycznych jajników to kolejne dziadostwo. Do końca nie wiadomo co je powoduje, skąd się bierze. Co naukowiec to hipoteza. Wiadomo jest jedno, że u większości kobiet u których stwierdzono insulinooporność rozwinęło się również PCOS (albo u tych co mają PCOS w większości pojawiła się insulinooporność). Oczywiście jest to zaburzenie hormonalne. Pojawia się, kiedy jajniki są stymulowane nadmierną ilością testosteronu ALBO za dużą ilością insuliny. Objawia się również tendencją do gromadzenia tkanki tłuszczowej w okolicach brzucha.
Tłuszcz odłożony w brzuchu nie spala się (bo insulina blokuje glukogen) a jego nadmiar przyczynia się do tycia. Nadmiar tkanki tłuszczowej z kolei zwiększa insulinooporność, trzustka zwiększa ilość produkowanej insuliny i błędne koło zatacza coraz większe kręgi. Bla, bla, bla... i tak w kółko.
Podczas intensywnego treningu ( 4 treningi biegowe w tygodniu, 2x trening funkcjonalny, min. 1x w tygodniu spinning) w organizmie rośnie poziom kortyzolu. Kortyzol to nic innego jak kolejny hormon. Jest on odpowiedzialny m. in. za zwiększenie poziomu cukru we krwi oraz wyłącza procesy trawienne(i za jeszcze inne rzeczy). A co się dzieje, jeżeli kortyzol podnosi osobie chorej poziom cukru? Otóż to. Tyje.
Dodatkowo kortyzol (a właściwie podwyższony jego poziom) wpływa też na wydzielanie hormonów tarczycy, prowadząc do zaburzeń skutkujących... niedoczynnością tarczycy. No to jesteśmy w domu.
(Napisałam Wam tu prosto jak drut i w dużym uproszczeniu - po fachową wiedzę odsyłam)
Dlaczego Wam to piszę? Bo właśnie ostatnio odbyłam trochę rozmów ze znajomymi (-"Wiesz K.? Nóżka mnie boli? Może od bucika?" - "A może powinnaś trochę schuść?") i od słowa do słowa trafiłam do nowego kolegi, który jest po 1) sportowcem a po 2) pasjonatem dietetyki.
Prawda była bolesna. Żeby cokolwiek zrobić ze sobą (poprawić wyniki tarczycy) muszę ograniczyć bieganie do 3/4 razy w tygodniu po max. 30/40 min!!!!!!!! A do tego przejść na dietę zwaną protokołem autoimmunologicznym (dieta dość restrykcyjna, dużo pokarmów jest wyłączone z jadłospisu).
W tej chwili jestem na diecie, która ma trochę powalczyć z moją insulinoopornością. Wywalony mam gluten i nabiał oraz rośliny strączkowe. Węglowodany spożywam tylko w dni treningowe, przed i po treningu (ponieważ marchew i buraki mają dość dużo cukru mogę je spożywać zamiennie - jako węglowodany). Jem duuużo białka i tłuszczy. Tak, to taka zmodyfikowana dieta paleo.
Czy schudnę to się okaże, podobno mogę w pierwszej fazie tyć nim metabolizm się rozkręci. No zobaczymy.
Móżdżę już prawie tydzień i dalej nie wiem co robić. Otóż, może i schudnę poprzez wprowadzenie powyższej diety, ale jedyną formą podleczenia tarczycy jest wejście docelowo na protokół autoimmunologiczny i zrezygnowanie z tak dużego wysiłku fizycznego (przy wysiłku podwyższa się poziom kotryzolu). Zrezygnowanie z biegania po ponad 40km tygodniowo i nawet ponad 30.
Po ludzku się boję, że zostanę w czarnej dupie podczas gdy wszyscy dookoła będą biegli do przodu. Ja cofnę się o krok a może nawet o dwa. I to mnie najbardziej w podjęciu tej decyzji przeraża.
Nie jest powiedziane, że za jakiś czas nie będę mogła wrócić do bardziej intensywnego biegania. Wtedy będzie łatwiej, szybciej i generalnie lepiej. Tylko kiedy to będzie???
Prawda była bolesna. Żeby cokolwiek zrobić ze sobą (poprawić wyniki tarczycy) muszę ograniczyć bieganie do 3/4 razy w tygodniu po max. 30/40 min!!!!!!!! A do tego przejść na dietę zwaną protokołem autoimmunologicznym (dieta dość restrykcyjna, dużo pokarmów jest wyłączone z jadłospisu).
W tej chwili jestem na diecie, która ma trochę powalczyć z moją insulinoopornością. Wywalony mam gluten i nabiał oraz rośliny strączkowe. Węglowodany spożywam tylko w dni treningowe, przed i po treningu (ponieważ marchew i buraki mają dość dużo cukru mogę je spożywać zamiennie - jako węglowodany). Jem duuużo białka i tłuszczy. Tak, to taka zmodyfikowana dieta paleo.
Czy schudnę to się okaże, podobno mogę w pierwszej fazie tyć nim metabolizm się rozkręci. No zobaczymy.
Móżdżę już prawie tydzień i dalej nie wiem co robić. Otóż, może i schudnę poprzez wprowadzenie powyższej diety, ale jedyną formą podleczenia tarczycy jest wejście docelowo na protokół autoimmunologiczny i zrezygnowanie z tak dużego wysiłku fizycznego (przy wysiłku podwyższa się poziom kotryzolu). Zrezygnowanie z biegania po ponad 40km tygodniowo i nawet ponad 30.
Po ludzku się boję, że zostanę w czarnej dupie podczas gdy wszyscy dookoła będą biegli do przodu. Ja cofnę się o krok a może nawet o dwa. I to mnie najbardziej w podjęciu tej decyzji przeraża.
Nie jest powiedziane, że za jakiś czas nie będę mogła wrócić do bardziej intensywnego biegania. Wtedy będzie łatwiej, szybciej i generalnie lepiej. Tylko kiedy to będzie???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz