Menu

  • Matka Startuje
  • Matka Trenuje
  • Matka Opowiada
  • Matka Testuje
  • Kontakt
  • Matkawmediach

22 czerwca 2015

O Tri Sieraków słów parę!

Przepraszam, że znów mam obsuwę czasową. Tydzień po tri debiucie upłynął mi na pakowaniu się i  przeglądaniu zdjęć w poszukiwaniu dobrych ujęć. Później wyjechałam na urlop nad Bałtyk - dwa tygodnie bez komputera! Ale było cudownie.

Sam debiut w Sierakowie nie napawał mnie może jakimiś orgazmicznymi stanami.
Przed maratonem to chodziłam nieziemsko podjarana już kilka dni przed a teraz to jakby cisza w eterze nastąpiła. Cały maj przetrenowałam sumiennie z planem w ręku więc jakoś obaw nie miałam. Dodatkowo na duchu podnosił mnie fakt, że do Sierakowa nie jadę sama, ale z kolegą Piotrkiem. Niestety ze względów ekonomicznych reszta familii została w domu. Tak jak wyruszyliśmy w piątek ok 17 tak do Sierakowa, oddalonego od Poznania o ok 70km, dojechaliśmy koło 20! Ja kierowałam a Piotrek nawigował. Na liczniku mięliśmy ponad 120km. :D :D :D Bo to był wypad połączony ze zwiedzaniem. Po odbiorze pakietów i wstawieniu roweru do strefy zmian udaliśmy się na nocleg. Cały czas bez nerwów i bez przedstartowego napięcia. Rano tak samo. Spokojnie i bez nerwów udaliśmy się na miejsce startu, uszykowałam sobie wszystko w strefie zmian, wciągnęłam na siebie piankę i udałam się nad jezioro Jaroszewskie. Muszę Wam wspomnieć, że jakoś nigdy nie jeździłam nad jezioro. Ani na wakacje, ani nawet na weekendowe wypady już jako starsza baba. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy w swoim życiu byłam nad jeziorem i ile razy się w jeziorze pluskałam. :D No i zeszłam rankiem 30 maja na plażę i zobaczyłam fale! Pierwszy raz miałam pływać na wodach otwartych i pierwszy raz w życiu zobaczyłam fale na jeziorze. Obleciał mnie strach! I tak czekałam ponad godzinę gapiąc się w pofalowaną taflę wody bo kobiety startowały w ostatniej fali o 9:40 (a pierwszy start był o 9:00). W ostatnich minutach przed startem strach gdzieś odleciał. Powtarzałam sobie jak mantrę: "zrobię to", "przepłynę całość kraulem bo potrafię", "Mamo! to dla Ciebie!". 
Podsumowując sam start - pływanie – super. Bardzo jestem zadowolona z czasu, bo płynęłam powoli, luźno i miło. Garmin pokazał przepłynięte 1100m, czyli trochę dołożyłam. Przyczepiłam się z boku do jakiejś żabki i zdałam się na jej nawigację. Przecież dziewczę ciągle patrzyło przed siebie. Za drugą boją już płynęłam sama. Super było! Fale się bardzo uspokoiły i nie było jakoś strasznie. Nawet dawało mi to radość.  Duma mnie rozpiera bo całość przepłynęłam kraulem. Tak jak wcześniej pisałam starałam się oszczędzać nogi i udało się. Dobieg do strefy zmian – na szczycie czekali znajomi i dopingowali. Chciałam być kozak i pobiegłam. 

Błąd! Na szczycie mi się cofnęło! Dospacerowałam kilkadziesiąt metrów i ruszyłam powoli do strefy. W T1 miałam straszne wrażenie, że się grzebię. Zdjęcie pianki nie było problemem ale założenie skarpetek już tak. Co się naklęłam przy ich zakładaniu to moje. Szybko założyłam kask, buty, okulary, numer startowy i potruchtałam z rowerem na rower :) W samym jeszcze Sierakowie było z górki i jak spojrzałam, że jadę ponad 30km/h ogarnęła mnie euforia. Myślę sobie jak tak pojadę, koło 30km/h to będzie wspaniale...Ta… Ja wiedziałam, że będą podjazdy.. ale, że aż takie! W trupa leciałam z górki. Wiatr w twarz i w bok nie ułatwiał sprawy ale jestem zadowolona. Średnia 26km/h to niby cienko, ale jadąc podjazdy po 11-13km/h musiałam nieźle nadrabiać, żeby wyszło to 26.  
Jadęęęęęęę!!!!! fot. Garnek Mocy

I znowu jadę! I wkurzam się na podjazd! I jadęęęę!!!! fot. Bikelife

45km na rowerze , mimo podjazdów i wiatru wspominam bardzo fajnie nawet pogadałam z paroma dziewczynami na drugiej pętli. T2 poszło ekspresowo. Bieganie to porażka. Całkowita. Uwzględniałam, że tempo może mi spaść z przelotowego 5:40 do 6:10/6:15 ale nie liczyłam, że będę musiała się zatrzymywać. Biegłam na pograniczu wymiotów. Owszem czułam, że mam łydki sztywne, ale nie doskwierało mi to zbytnio. Najgorsze były zbiegi bo żołądek szalał i po zbiegu musiałam go uspokoić. Na biegu wypiłam z kubek wody i próbowałam ruszyć żołądek pomarańczą. Było źle. 
Bolało... fot. Bikelife

Ewidentnie muszę popracować przed Challenge Poznań nad jedzeniem. 1:15 na bieganiu to porażka ale cieszę się, że dotarłam. Gdyby nie żołądek czas końcowy miałabym 3:15. No ale nie ma co gdybać. 
WŁODARCZYK KASIA 1984 POZNAŃ BUDOPOL POZNAŃ  00:23:37 (pływanie) 01:40:44(rower)  01:15:13(bieg a raczej wleczenie się)  00:07:19(zmiana 1) 00:03:12(zmiana 2) 03:30:05(czas końcowy)
/teraz czas wziąć się do pracy przed olimpijką w Poznaniu (1500m pływania/40km roweru/10km biegu) - będę celować w 3h:15min. Może się uda... /


Średnio wyszło, ale na debiut ok! fot. Piotrek


1 komentarz:

  1. Jejku, wielkie gratulacje! Czekałam na tą relację :) Piękny czas na pływaniu miałaś! Ja planuje Tri w Poznaniu za rok, będę miała do Ciebie mnóóóstwo pytań :)

    OdpowiedzUsuń