Na swoim profilu na Fejsuczku napisałam: "Na szczęście dla mnie XDU#10 Cross Duathlon przeszedł do historii" i coś w tym jest.
Bo o tym, że jestem zawodową ignorantką to wiecie nie od dziś, że jak na zawody jadę to profilu trasu nigdy nie sprawdzam, że nie drukuję mapy z zaznaczonym biurem zawodów to też wiecie, że godzinę startu sprawdzam w najlepszym wypadku dzień wcześniej to też nic nowego. I tak było z zawodami XDU.
Na przebieżce z gRUNwaldem jedna z koleżanek powiedziała mi, że zapisała się na XDU#10 Cross Duathlon. Wszak on u nas na dzielni się rozgrywa. Pomyślałam, że to będzie fajne przetarcie przed Sierakowem. Trener się zgodził - wręcz przyklasnął z entuzjazmem. To się zapisałam i zapłaciłam.
Tydzień wcześniej został zorganizowany objazd trasy. Tyle, że ja na niego nie zdążyłam wstać. Jeszcze rano, w sobotę, w dniu zawodów wyluzowana jak kaczka mówiłam do Izy: "Looooz, co się martwisz!" Pffff... Przecież Lasek Marceliński w którym rozgrywane miałby być zawody znam jak własną kieszeń (haahaahaaahaahaaaaaa).
Na godzinę przed startem dopadł mnie ciut stres jak zobaczyłam w boxie rowery i zawodników. Wszyscy tacy profesjonalni. Pedały zatrzaskowe, tristroje, rowery jak z żurnala. A ja w swoich biegowych butkach, rowerek mój to bardziej nadaje się pod przyczepkę z dziećmi na przejażdżkę niż jazdę po lesie a w kasku to wyglądam jak pieczarka.
No i w końcu się zaczęło. Dobieg do pętli biegowej. Jest pięknie. Na poboczu widzę Super Szybko Biegającego Męża z Mniejszą. Bosko.
Pieprzyć górkę. Fot. Mąż Izy |
Gdzie ta kawa? fot. Ania S. |
Dobra, na jednym jedynym zdjęciu jakoś wyglądam. Fot. Ania S. <?> |
O terenie rowerowym mogłabym godzinami. Na 6km pętli było wszystko czego potrzeba by się upodlić. Wkurzałam się tylko strasznie bo mój rower ma tak dziwną geometrię ramy, która uniemożliwia szybką jazdę. SSBM też to zauważył jak jeździł na nim w delegacji. Na szosie, jadąc na najtwardszym przełożeniu śmiało mogę wyciągnąć na prostej drodze ponad 40km/h a na tym czymś to max 25. I już bolą mnie kolana, i nie mogę mocniej. A jak zmieniam obciążenia na lżejsze to rower autentycznie nie jedzie. Całe 18km mocowałam się z przerzutkami co by nabrać jakiejś pożądanej prędkości niestety bez skutku. Wszyscy mi uciekali tak, że na 3ciej - ostatniej pętli zostałam sama. Samiuteńka. Na 16km powiem Wam szczerze to się modliłam, żeby złapać gumę. Myślałam sobie, że to wstyd kończyć zawody z tak nędznym czasem. Tyle, że mnie nie wysłuchano i dojechałam do strefy zmian. Wbiegłam do strefy, zrzuciłam kask, podwiesiłam rower i heja. Śmiesznie się biegło, ale biegło. Trener kazał odpocząć tak z 800metrów a potem cisnąć. Tyle, że ja Choć bardzo chciałam to zupełnie nie mogłam zmusić moich nóg do szybszego biegu. Więc sobie odpuściłam. Bez zajeżdżania, bez szarpania. Spokojnie i metodycznie tuptałam do mety.
I do tuptałam :)
3cia od końca! Z czasem 1:50:i coś tam.
Ostatnie kilkadziesiąt metrów pokonuje się na czerwonym dywanie, który wiódł równolegle do strefy zmian. Biegnę sobie spokojnie z moją niezagrożoną, 3cią od końca pozycją aż tu słyszę jakiś tubalny głos: "Biegnij Lala!" Nogi się pode mną ugięły, nie wiedziałam czy mam się schować w krzaki czy pocisnąć żeby zniknąć owemu Panu z oczu. Było mi tak średnio, że jednak ktoś mnie przed metą namierzył. Tak było mi wstyd. Do Lali to mi daleko. I wiem, że Ktoś chciał dobrze a wyszło jak zwykle.
Lala dobiegła. fot. KasiaQ |
BO JA JESZCZE Z CYKLEM XDU NIE SKOŃCZYŁAM!!!!
Dzięki Bogu nie przekręciłam SPD bo cało bym z tej imprezy nie wyszła. :D haha!
Tak mi sie coś właśnie wydawało, że z tego postartowego zarzekania się za wiele nie zostanie ;-)
OdpowiedzUsuńW tym wypadku jestem tendencyjna. :D
Usuń"Pisz Lala, pisz!"
OdpowiedzUsuńTo nie bryncz nad uchem, że siedzę przy kompie długo :P Bądź człowiekiem, daj popisać po nocy ;)
Usuń