Pagóry ekscytacji.
Chyba dość szybko otrząsam się ze smutku związanego z niepowodzeniami a z dołków wręcz wyskakuję. Po tym ostatnim to wręcz ekspresowo. Jak już Wam na Fejsbuczku pisałam w poprzeni piątek (po tym smutnym, poprzenim czwartkowym wpisie) zadziały się dwie cudowne rzeczy, które do dziś tylko procentują. Po moich smutkach, leżąc na kanapie i patrząc się zapłakanymi oczami w sufit, postanowiłam wziąć dupencję w troki i zadziałać. Trzeba zminimalizować raty i kredyty, które w wypadku mojego braku pensji dały nam po kieszeni. Czas przyłożyć się do sprzedaży auta (próbowałam sprzedać od marca). Siadłam wieczorem i ponownie wystawiłam auto na sprzedaż. I tak, jak już wiecie, po 24h już auta nie miałam. Spłacił się kredyt. :D
Dodatkowo, SSBM miał zjechać z delegacji albo we wrześniu albo w październiku, bo właściwie to jeszcze coś tam się robi i trzeba gdzieś tam być. A tu 12/09/14 wraca Super Szybko Biegający Mąż z napoczętą margaryną i miotłą. I mówi, że on już tam na noc nie pojedzie. :D Nawet jak to teraz piszę to buczę. Mimo, że musiałam zrezygnować z moich marzeń uważam, że najgorszy rok mojego życia mam już za sobą.
Czy wyobrażacie sobie jakie to flustrujące musieć targać ze sobą w lutowe popołudnie dzieci(chore, marudne bo zmęczone, ubrane w te kombinezony) na dół do sklepu bo zapomniałam kupić np. chleba? bleeeee
Jednocześnie pragnę podziękować tu na blogu kilku osobom, bez których nie dałabym rady. Dziękuję mojej mamie, która jak tylko mogła to przyjeżdżała bym mogła na chwilę wyjść z domu bez dzieci (pobiegać też!), która woziła mi jedzenie i robiła miliony rzeczy na poczet dzieci. Dziękuję mojej Teściowej, która na każdą moją prośbę: "Mamo muszę we wtorek pobiegać!" bez mrugnięcia okiem przyjeżdżała. Wsiadała w komunikację i z przesiadkami odbywała dzikie podróże. :) Dziękuję moim sąsiadkom: Pauli i Beacie oraz Ewie za wsparcie, wypite herbratki, lagery, zjedzone popcorny i ciastka :D Bez Was skończyłabym na żółtych tabsach :D
Zaczynamy nowy rozdział w życiu. Rodzą się nowe, bardziej ekonomiczne pomysły :D W domu panuje spokój. Jak nigdy. Dziwne, ale od kiedy stwierdziłam, że nie będę tri jestem jakaś spokojniejsza, co przekłada się na relacje dookoła. Starszy poszedł do przedszkola więc poranki upływają mi dość leniwie z Młodszą, a jak SSBM wraca z pracy to przejmuje dzieciaki i mam czas na wykonywanie codziennych obowiązków bez dzieci przyklejonych do nóg, albo biorę na spacer tylko jedno dziecko a jedno bierze SSBM. I już towarzystwo mi się nie rozjeżdża: jedno w prawo a drugie w lewo. Pełna kontrola. Spokój. Bezpieczeństwo.
Mogę się skupić na tym co kocham, na bieganiu. Głowę mam wolną od zmatwień i naprawdę biega się o wiele przyjemniej. A biega się naprawdę duuużo. W ubiegłym tygodniu na liczniku pojawiło się ponad 77km. A to za sprawą długiego, 30km wybiegania przez 15tym Poznańskim Maratonem. Było cudownie. Nawet jakoś nie ómierałam, choć na 27 pojawiły się trudności ale 30km zakończyłam z czasem 3:11 (licząc od naciśnięcia zegarka). Wiem, że kolejne 12 zrobię na pewno - tylko nie wiem w jakim stylu :D Ale mam motywację. Muszę się zmieścić w czasie 4:25:00. To czas SSBM z jego maratońskiego debiutu, jak jeszcze nie był SSBM. Mam nadzieję, że się uda. W tempo 5:55min/km nie wierzę. A może nie tyle, że nie wierzę, ale się boję. Ostatnio robiłam takie treningi 17km i dałam radę. Czułam zmęczenie ale dałam radę, a boję się, że sobie coś zrobię, że obciążenie organizmu, przy tym tempie wyciąganym heroiczną walką po 25km, będzie tak duże, że padnę i nie wstanę.
haaahaaaa! Z moim słabym łbem, który mówi, że trzeba sobie odpocząć ja sobie krzywdy nie dam zrobić :D Co ja tu za bzdury wypisuję :D
Tak więc pdsumowując. Maaaaraton! Już za 16 dni! Jeszcze 1,5 tygodnia mocnych treningów i pozostaje już tylko czekać. Dziś w planie 16km. Wyskoczę na nie jak tylko odbiorę Starszego z wycieczki przedszkolnej. :D
Dziś w Lidlu lompy biegowe są. Ale ja tam się z dzieciorem pod pachą pchać nie będę (a tak na poważnie, mam do Lidla spory kawałek) - mam od tego ludzi. Już o 7:05 Szefowa Matka zdała mi raport, że misja została wykonana. Bluza i getry na jesień zostały kupione
Dziś w Lidlu lompy biegowe są. Ale ja tam się z dzieciorem pod pachą pchać nie będę (a tak na poważnie, mam do Lidla spory kawałek) - mam od tego ludzi. Już o 7:05 Szefowa Matka zdała mi raport, że misja została wykonana. Bluza i getry na jesień zostały kupione
Jestem ciekawa jak się biega w Lidlowych rzeczach bo to moje pierwsze w życiu!
Optymizm bije od Ciebie, tak trzymaj! :) Ja sobie bluzkę funkcyjną wzięłam z Lidla ;)
OdpowiedzUsuńI o to chodzi. Wprowadzam zakaz narzekania :D
UsuńE no, jak na treningu przez 17K dałaś radę po 5:55/km to na maratonie też dasz. Pamiętaj, że do efektów ciężkiego treningu dojdą adrenalina i doping rzeszy kibiców na trasie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o lumpy z dyskontu na L, to mam trzy koszulki na naramkach i bardzo sobie je w tzw. okresie przejściowym (wrzucam pod bluzę) chwalę.
Nie wiem, nie wiem. Naprawde nie wiem. Jestem miekka dupka i boje sie zaryzykowac.
Usuń