Syndrom zawodów... tak podsumował moją wczorajszą życiówkę Super Szybko Biegający Mąż.
Czas netto: 00:54:03 (poprawa o 2min19sek) Zabrakło 64 sekund. Mimo przeogromnego zadowolenia czuję lekki niedosyt. Bo znów zjebałam (przepraszam wrażliwców), znów chciałam zbyt dobrze a wyszło jak zwykle. Ale od początku.
To były kolejne zawody gdzie byłam Matką bezdzietną, bo dzieciory zostały w domu a ja podczepiłam się jako pasażer na gapę do Bartka i jego Familii i wspólnie ruszyliśmy na Nowy Tomyśl. Po odbiorze pakietów startowych zwinęłam się na murek przed biurem zawodów co by w samotności kontemplować stres. Cały czas w głowie mi dudniły założenia Treneiro: "biegnij pierwsze 5km po 5:20 a potem przyspieszaj", próbowałam sobie policzyć na jaki czas biegnę <hehehe> ale byłam tak zdenerwowana, że nie wiedziałam ile to jest 5x20 sekund (ekstremalnie wysoki poziom nerwa, co?) a w dodatku matczyny mózg wpadł na zajebiaszczy pomysł. "Przecież w Gremlinie można sobie założenia treningowe wpisać i tylko potem ten Gremlin pipczy jak się biegnie za szybko, jak za wolno i pipczy też jak się biegnie w żądanej strefie". Oł maj gaaaad... jak inni musieli mnie przeklinać na 7,8,9km jak mi Gremlin pipczał w kółko: "za wolno", "za wolno", "za wolno", "za wolno"..... Powinnam biec na normalnym trybie z wyłączonym auto lapem. Za tydzień w Pile się poprawię :D
fajnie się biegło ;) fot.: MONBŻ |
Trasa przyjemna: było i po polach i łąkach :D trochę w cieniu i z wiatrem, a trochę w duchocie i spiekocie i pod wiatr. Czyli taki standard. Organizacja biegu rewelacyjna, po biegu rozdawali % . I kwiatki kobietom rozdawali. Ale gdybym się zatrzymała za metą po kwiatka to elegancki pan w eleganckim garniturku, który te kwiatki rozdawał już nie byłby taki elegancki. Byłby przeze mnie zabrudzony i śmierdzący. Już na ostatnich metrach przed metą mnie mdliło a jak się zatrzymałam to wiecie co? Nawet w ciąży takich mdłości nie miałam. Obrałam zaraz kurs na namiot medyczny i próbowałam im na migi przekazać, że chcę worek. Ratownicy byli nie kumaci. Po kilku chwilach jeden z nich rzucił do reszty: eee... ona chyba będzie wymiotować, dajcie jej nerkę. I tym sposobem miałam 3 nerki :D Na szczęście mdłości ustąpiły. Nietkniętą nerkę mogłam wyrzucić.
Nie wiem o czym myślał Bartek jak MOBŻ robiła owe zdjęcie... mnie rozpierała duma, że nereczka pozostała czysta :) fot: MONBŻ |
Wnioski są proste: Moja głowa na zawodach szaleje. Moja głowa w kółko powtarza: "zwolnij, gdzie się tak spieszysz? I tak się nie uda. Po co się zrywasz? Dla tych 20 sekund????" I tak jak ostatnio na treningu z przysłowiowym palcem w dupie pobiegałm 20km w 1:52:12 tak na półmaratonie w Pile za tydzień złamanie 2ki będzie nie lada wyczynem. Bo nie od dziesiaj wiadomo, że Matka łep ma zryty. :D I nie od dzisiaj wiadomo, że na połówce w Pile lubi być gorąco.
A sierpień był biegowy: na liczniku 223km. Toż to ponad 92% planu. Cudownie. We wrześniu jedziemy dalej i mocniej :D
Jak nie chcesz wkurzać współbiegaczy, wystarczy wyłączyć dźwięk (zostawić wibracje). Chociaż ja na zawodach wolę sam kontrolować tempo lapując ręcznie na znacznikach kilometrów (szkoda, że wczoraj zapomniałem autolapa wyłączyć).
OdpowiedzUsuńTo w Garminie można wył. dźwięk??? :D :D :D
OdpowiedzUsuń(niespodziankom nie ma końca)
zawsze wył, autolapa i ręcznie stukałam ale w sobotę właśnie wymyśliłam jakąś nowość... i nie wypaliło..