Menu

  • Matka Startuje
  • Matka Trenuje
  • Matka Opowiada
  • Matka Testuje
  • Kontakt
  • Matkawmediach

20 września 2013

Jestę uparciuchę

Tak, osiołkowa upartość, to moja nadrzędna cecha charakteru, czasami dzięki niej zyskuję a czasami tracę. Od kilkunastu dni dochodzą do mnie głosy, "delikatnie" rzekłabym twierdzące, że powariowałam z tym 13.10. No cóż... o tym, że zrównoważona nie jestem wie każdy kto mnie bliżej zna. Nic nowego - radzę się przyzwyczaić. 
Podejrzewam, że przebiegnięcie maratonu w 5h, dla tych co biegają 3:30 to jest jakiś absurd i pomieszanie. Ale ja nie wiem, jak to jest pokonać taki dystans tak szybko, dla mnie czymś zupełnie naturalnym, wynikającym z posuwania się do przodu w bliżej nieokreślonym po 30km  tempie jest "zrobienie" maratonu w 5:00. Na blogu Ani Pawłowskiej Pojawy, pojawiła się ostatnio jej relacja z Koral Maratonu w Krynicy zaczynająca się od słów: "Wolę żałować za grzechy popełnione niż płakać po straconych okazjach ". Dawno, żadne słowa nie były tak celne, tak trafne jak właśnie te - tutaj i teraz. Przyznam się - nie wiem co  będzie po 30km - czy stanę i nie będę wstanie zrobić ani jednego kroku więcej, czy będę truchtać w tempie 7:40 z przerwami na marsz, czy w tymże tempie będę parła do przodu bez jakiś spektakularnych przerw. Jest to dla mnie jedna wielka niewiadoma. I tylko dlatego, że nie wiem jak zachowa się moja głowa (bo powiedzmy sobie szczerze - nogi i ciało będzie bolało) mam nie spróbować? Tylko dlatego, że gdzieś w okolicach ul. bp Hlonda stwierdzę "pass"? Kiedy przebąkiwałam o Maratonie Poznańskim BSBM, on już w czerwcu (bo miałam  definitywny biegowy dołek) stwierdził, że mam sobie odpuścić bo nie dam rady, stwierdził też, że żal kasy na kolejny pakiet. Teraz BSBM się wkurza troszku (ale tylko troszku, żeby nie było, że jest jakimś tyranem czy kimś takim), że o ile uda mi się przebiec maraton to będzie to wysoce niesprawiedliwe. Niesprawiedliwe w stosunku do tych co się lojalnie przygotowywali kilkanaście tygodni. Tyle, że Ci dobrze przygotowani będą mieli lepsze czasy i mniejsze zakwasy. Każdy będzie miał to na co zasłużył i zapracował - dlatego ja Wam się tutaj nie rozpisuję o chęciach łamania 4h. (Bo takie założenie, jeszcze w maju istniało) - ja Wam się bez bicia przyznaję, że dobrowolnie biegnę na rzeź (w tym wypadku na pewno nie niewiniątek). Poza tym, jestem niezmiernie ciekawa, kiedy mój umysł stwierdzi, że już przestał kochać biegać, bo dotąd to się nie zdarzyło.  A w dodatku dlaczego nie mam traktować maratonu jako próby zrobienia długiego wybiegania? 

Jutro z samego rana idę zrobić długie wybieganie - aż 30km. Jeżeli wrócę bez kontuzji stanę na starcie 13.10. 


I dla tych wszystkich "przyjaznych", którzy zaraz wejdą w dyskusję w stylu "nieprzygotowani ludzie umierają podczas zawodów" i zaczną nawiązywać do tragicznego wydarzenia z zeszłego roku, wyjaśniam: od samego biegania nikt jeszcze nie umarł, co najwyżej nabawił się kontuzji. Niestety zniesiono obowiązek dostarczania na start zaświadczeń lekarskich - a szkoda. Każdy przed  połówką czy pełnym dystansem powinien być przebadany od A do Z. Mężczyzna, który w zeszłym roku zmarł na 14 km Poznańskiego Maratonu był biegowym zapaleńcem, przygotowanym fizycznie, treningowo do przebiegnięcia maratonu. Niestety doszło do zawału akurat na 14 km. Nie dzień wcześniej, nie dzień później. Stało się. Ilu z nas - biegaczy dystans 14 km pokonuje w swoich codziennych treningach. Wielu. Wypadek mógł się stać na 4 tym albo i na 34 tym kilometrze. Warto dla przeciw wagi dodać informację, że w tym samym dniu w którym zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek w Poznaniu w Toronto padł rekord świata. Pan Whitlock - 81 letni maratończyk pokonał ten dystans w czasie 3:30:00. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz