Jesieni kocham Cię. Dzięki Tobie wiem, jak smakują tabsy na gardło i inne specyfiki biotyki. Wiem, że potrafię spać 3h na dobę kursując między zasmarkanym płaczącym Starszym a rozgrzaną do czerwoności Młodszą... nic tylko Cię kochać.. bo od miłości do nienawiści najkrótsza droga ;) Jeszcze kilka dni i będę Cię Jesieni przeklinać siarczyście. Na razie jestem cierpliwa.
popłynęłam... to od tego nie spania...
Na start w Półmaratonie Kościańskim uparłam się, bo przecież nie może być tak, że Matka zakończenie sezonu zrobiła 8.09 w Pile. BSBM pukał się w czoło, pukał mnie w czoło i mówił, żem zwariowała (dopiero teraz na to wpadł, po 5 latach małżeństwa??? :D), ale Matka nie zwariowała. Matka chciała się przebiec, już bez nadziei na jakiś ludzki czas, tak treningowo. No i pojechała...
z bólem gardła...
Trasa płaska, sporo pozbruku, w dzielnicy willowej Kościana dym z kominów snujący się ulicami, piękna pogoda, bez wiatru. WIELKI MINUS PANOWIE I PANIE ORGANIZATORZY ZA tu BRAK TOALET NA TRASIE!!!! Kościan pięknym miasteczkiem jest, ale tak jak do Piły za rok chcę wrócić, tak do Kościana nie. Niestety nie lubię nawrotek i pętli i tego uczucia na pierwszym okrążeniu, że za x km będę tam znowu już wydojona i umęczona ;) no nie lubię.
Biegło mi się dobrze, może między 7 a 13 km czułam czworogłowy uda i generalnie zwolniłam. A w ogóle postanowiłam zaryzykować i podpięłam się pod balony na 2:00... te na 2:15 dogoniły mnie na 18km. Biegło mi się dobrze, ale powoli wytracałam prędkość i koło 6 km pacemakerzy na 2:00 h zostawili mnie z tyłu. Koło 14 km wyprzedził mnie kolega Szymon (bosz! znowu coś odburknęłam zamiast wdać się w kulturalną konwersację), który ostatecznie skończył w niecałe 1:58. Za to Piotrek, ten od Piły i jelitówki wykręcił 1:33... SZACUN CHŁOPIE! Jak to się robi??? :) Potem miałam kryzys między 12 a 16/17km - strasznie mi się ciągnęło po tym pozbruku. Ciągle jakieś uliczki, nawrotki. Na 17 km wydarzyły się 2 rzeczy: wpierw zobaczyłam balony na 2:15 gdzieś 400m za mną i krzycząc "spier***" do koleżanki obok łyknęłam żela. Energii było tyle, że balony od 18km pociągnęły mnie do mety (dziewczyny wbiegły na metę około 50 metrów przede mną. Nie więcej!). Garmin pokazał mi czas z połówki 2:14:27 natomiast oficjalny czas mam 2:16:27 netto a brutto 2:17:27. Także poprawiłam się o 2 minuty. No szału nie ma, bo nie było ciężkiej pracy, łez, krwi i potu w październiku ale co się przebiegłam to moje. Bardzo Szybko Biegający Mąż słusznie nie pozwala używać terminu życiówka, bo życiówkę to będę miała jak zejdę poniżej 2:00. Za to świetnie było bo już w szatni poznałam b. fajną dziewczynę z którą przegadałyśmy ponad godzinę w oczekiwaniu na start i później całą drogę powrotną do Poznania. Estera! Gratuluję debiutu i 2:08 :)
Teraz jest rilax! Chill, wolne, free, roztrenowanie - jak zwał tak zwał ale u nas w rodzinie nazywa się to CHOROBĄ i byciem na antybiotykach - zarówno ja jak i BSBM. Dogorywamy zatem.
Miałam kontynuować Trening Insanity (wydaje mi się idealny na czas roztrenowania) i miałam pompować na Everest. Biegający blogujący wytworzyli challenge w którym pompujemy na maksa według określonych reguł - więcej informacji tutaj ale antybiotyk jest tak mulący, ból gardła i uszu tak przygnębiający, że po prostu nie mam siły... (sam fakt, że zaczęłam pisać posta koło 9 rano a już po 22 jest tego dowodem).
czas na podsumowanie sezonu ale to za kilka dni...
OdpowiedzUsuńbędę się korzyć i biczować
Gratulacje jeszcze raz! No i zdrowiejcie... Mnie Bogu dzięki choróbsko odpuściło:-) Aaaaa!!! No i czekam na podsumowanie sezonu - tylko może bez biczowania:-P
OdpowiedzUsuńGratulacje :-)
OdpowiedzUsuńA mnie znowu w tym roku w Kościanie zabrakło. No nic to, może za rok... Byłbym zapomniał - Gratuluję :-)
OdpowiedzUsuń