Generalnie chciałam poczekać do poniedziałku z tym postem, ale dzieci śpią, mąż czyta namiętnie "Bieganie" przeplatając "Runner's World'em", porządek w domu taki na niedzielę a ja już swoje dziś wypociłam. Mija 13 dzień z Insanity. Przez chorobę wypadły mi 3 treningi. W sumie zrobiłam ich 9. O efektach (są!) napiszę Wam po fit teście, który przypada na poniedziałek.
Insanity na pewno nie jest "domowym dywanowym" fitness'em dla każdego. Nie powinny go robić osoby, które mają jakiekolwiek kontuzje lub problemy np. z kolanami oraz osoby bez przeszłości fitnessowej. (och! Gdzie te czasy kiedy wracało się z pracy i leciało się prawie codziennie do Niku na stepy, absy, barbelle, spiningi i inne...)
Jest to najcięższy trening do "użytku domowego" jaki kiedykolwiek pojawił się w historii. Killer Ewy to naprawdę LAJT (tak!). Program jest ułożony na zasadzie odwróconych interwałów - czyli cały czas na 200% z krótkimi przerwami na strech.* Tyle, że mimo swojej ciężkości jest hmm... uzależniający :) to jedyny trening po którym czuję w nocy, że jeszcze wszystko mi pracuje, tłuszczysko skwierczy a ciało łzy potne wylewa. Kocham ten stan. Oczywiście w zamian za tłuszcz wchodzą mięśnie - obwody mogą się zmniejszyć niewiele, ale naprawdę z dnia na dzień poprawia się wydolność, gibkość, sprawność a do tego Insanity "uczy" bólu. Kiedy wykonuję któryś tam z rzędu squat i ból rozwala mi mięśnie czterogłowe uda to naprawdę po jakimś czasie ten ból zaczyna mi wisieć. Umiem z nim żyć. Mam nadzieję, że wytrwam. Do 4 stycznia zostało naprawdę niewiele czasu. Nie ma wymówek. Nawet mogę nie biegać byleby zrobić program. Bieganie i tak na tym zyska jak się uda doprowadzić treningi do końca. Debiut Maratonowy nie wiem czy nastąpi latem (bo Maraton Mazury nad którym z Bardzo Szybko Biegającym Mężem myślmy jest w czerwcu) czy dopiero na jesień (BTW: wiecie, że nie chcą Matki w Berlinie we wrześniu... no kuźwa...nawet nie wylosowali mnie z puli zapasowej! Strzelam FOCHA!).
Na razie jestem totalnie INSANE i dobrze mi z tym.
* tu więcej o Insanity za www.fitness.sport.pl :"Trening interwałowy polega na tym, że na zmianę ćwiczy się z wyższą i niższą intensywnością. Insanity zaplanowany jest na 60 dni i składa się z 3 etapów. 1 etap trwa przez pierwsze 4 tygodnie. 2 etap trwa tydzień - nasze mięśnie mają wówczas się zregenerować i przygotować na najtrudniejszą część. 3 etap trwa tydzień. Ćwiczysz od poniedziałku do soboty, niedziela jest dniem wolnym, natomiast czwartek jest dniem ćwiczeń rozciągających bez interwałów.
Podczas całego Insanity wykonujesz 5 „Fit testów", które oceniają nasze postępy. Trening trwa 40 minut, potem, w kolejnych treningach, dochodzisz do godziny. Sam trening wygląda podobnie do Boot Campu - w składu obu wchodzą wyskoki, pompki, pajacyki czy bieg w miejscu, a motywuje do ćwiczeń charyzmatyczny trener. Przerwy między ćwiczeniami to około 30 sekund - tyle, ile potrzeba, żeby otrzeć pot i napić się wody."
Biegajaca Matko rządzisz i imponujesz!:-D
OdpowiedzUsuń