W nadmorskich okolicznościach stuknął Matce wybiegany 700km od urodzenia Idalii 23.01.13 a dokładniej od 4.02.2013 kiedy zaczęłam biegać! Przez 7 miesięcy wydeptałam 700km. Żaden to imponujący wynik, bo w założeniu miałam robić min 120-140km/mc ale od maja do lipca walczyłam z własnymi słabościami i kręgosłupem i biodrem także przebiegu za dużego nie miałam. Z tempa w lutym: 8:36min/km w dwa tygodnie po porodzie doszłam teraz do średniego tempa w okolicy 6:20min/km (zależy od rodzaju treningu - szybkościówek nie trzaskam zbyt często, bo wolę budować wytrzymałość, dopiero jak waga spadnie zacznę budować tempo).
Zdarzało się biegać po max 60km w mc. Na szczęście lato poszło sobie i nadciąga tak upragniona przeze mnie jesień. Zaczął się sezon startów i już w najbliższą niedzielę stanę na starcie Półmaratonu w Pile. Biegnę na komfort, założeń żadnych nie mam, jak uda się poprawić życiówkę - to będę się cieszyć. Znów na końcu stawki poznam ciekawe osoby i trochę sobie pogadam!
We wrzesień wbiegłam długim wybieganiem i w niedzielę zrobiłam ostateczne 19km w czasie porażającym bo aż w 2:09min. Szału nie było, bo do 5km biegło się z przerwami, bo mimo wcześniejszej rozgrzewki łydki miałam jak ze stali. Jak tylko wbiegłam w 6ty kilometr wszystkie bóle, przykurcze zniknęły i biegło się dobrze. Może nie jakoś ekstatycznie (jak 16km, które biegłam w połowie sierpnia w tempie ok 6:05min/km), ale przyjemnie. Koło 17km zaczęło już mi się dłużyć i tak zaczęłam się zastanawiać, że może na długie wybiegania warto zabierać jakiegoś audiobooka?)
No nic! Byle do Piły! A potem byle do Szamotuł i Kościana! (Nie wiem czy nie w odwrotnej kolejności!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz