Serdecznie Was pozdrawiam Kochani!
Toż to nie tajemnica, że Matka w Rowach nad Bałtykiem siedzi i podejmuje biegowe starania. PODEJMUJE to właściwe słowo - gdyż mimo, że narzuciłam sobie bez gofrową, bez lodową dietę, trudno jest mi odmówić sobie zjedzenia dwudaniowego obiadu (ZUPKA NA ŚMIETANIE! ZIEMNIAKI + MIĘSO/ew. RYBA+ ZIELONE) Tak mnie dobrze tu karmią... no i do porannej kawy coś na kształt jagodzianki być musi (no w sumie to nie musi, ale smakuje). Wybiegnięć za wiele nie miałam, dwa z nich były totalnie kiepskawe bo poranne a ja po prostu nie cierpię biegać rano... rano jest od spania, ewentualnie od dogorywania nad kubkiem kawy... i tyle!
W środę postanowiłam zrobić ostatnie długie przed Piłą, która zbliża się nieubłaganie. Wybiegłam z założeniem zrobienia 16-18km ale no niestety zrobiłam tylko 10. Bo... 1)po kluskach śląskich nie biega się za dobrze 2) na 3km zadzwonili Grzesie*, że już są w Rowch. Na długie wybiegania najlepiej nadają się tereny Słowińskiego Parku Narodowego. Biegnąc przystawałam by zrobić i wrzucić dla Was kilka zdjęć. Hehe! Nie byłabym Biegającą Matką gdybym zaraz tylko, po przekroczeniu granicy SPN nie zaliczyła gleby...szurając nogami nie wzięłam pod uwagę, że korzenie w lesie jednak wystają. Biegłam potem taka brudna i błotem umazana - dzieci mnie palcami wytykały.
Wczoraj postanowiłam zrobić wieczorny plażing i koło 21 założyłam biegowy strój celowo zapominając o butach. Fale uderzały o brzeg morza i obmywały moje stopy, słoneczko już zaszło - na horyzoncie pozostał tylko różowo - szary nieboskłon ustępujący granatowi zbliżającej się nocy** - pięknie było... Naprawdę! Biegło się wspaniale! Szkoda tylko, że brzeg był bardzo pochylony i niestety po 2km (przebiegłam tylko tyle, bo nie ma co ukrywać - bieganie po piachu to jest nie lada wysiłek) odezwało się moje biodro. Boli do dziś - znów coś nawaliło.... no cóż... gdyby nie to, że nie chcę sobie bardziej tego biodra rozwalić to mogłabym tak biegać codziennie.
Wczoraj postanowiłam zrobić wieczorny plażing i koło 21 założyłam biegowy strój celowo zapominając o butach. Fale uderzały o brzeg morza i obmywały moje stopy, słoneczko już zaszło - na horyzoncie pozostał tylko różowo - szary nieboskłon ustępujący granatowi zbliżającej się nocy** - pięknie było... Naprawdę! Biegło się wspaniale! Szkoda tylko, że brzeg był bardzo pochylony i niestety po 2km (przebiegłam tylko tyle, bo nie ma co ukrywać - bieganie po piachu to jest nie lada wysiłek) odezwało się moje biodro. Boli do dziś - znów coś nawaliło.... no cóż... gdyby nie to, że nie chcę sobie bardziej tego biodra rozwalić to mogłabym tak biegać codziennie.
*Grzesie - Grześ z Żoną Grzesia i Grzesiową Małą Córeczką - bardzo bliscy znajomi. Wszyscy ;)
** Poza tym trzeba doliczyć jeszcze dzikie tumy turystów spacerujących tym samym brzegiem...
Zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńChociaż ja będąc nad morzem też miałam tyyyyyle przebiec, ale jednak nie...